Przed południem znów ruszamy w drogę. Zatrzymujemy się na zwiedzanie zamku w Kuressaare. Zwracamy uwagę na piekne wyroby ceramiczne w jednej z pracowni zamkowych, a wśród nich wiele kolorowych penisów. No taki prezent to każdy zapamięta. Odbijamy tez trochę z drogi głównej by zobaczyć lej po meteorycie w Kali. Okazuje się że jest to teraz okrągłe bajoro, będące wylęgarnią żab i komarów.
Przed nami ostatni prom, bodajże 10-ty podczas tej wyprawy, tym razem na trasie Kuivatsu-Virtsu. Jesteśmy znów na kontynencie i zmierzamy do letniskowej miejscowości Parnu, czyli po naszemu Parnawy.
Trochę jeździmy po różnych kempingach bo brakuje wolnych domków lub ceny są dość wysokie, ale w końcu niedaleko miasteczka znajdujemy prawie pusty kemping i wieczorem jedziemy na obiadokolację do centrum.
Parnu robi dobre wrażenie, jak nasze nadmorskie ozdrowiska z klimatem z lat osiemdziesiątych. Jemy świetne jadło regionalne w knajpce slowiańskiej. Najpierw mysleliśmy, że to ruska knajpa, bo wystrój jednoznacznie na to wskazywał, obrazy cara i carycy na ścianach, matrioszki, stroje ludowe kelenerów i kelnerek tez w ruskim stylu. Ale kelner poinformował nas że to słowiańska knajpa i już. Cóż, niech mu tam będzie.